Autor: Mikołaj Łoziński
Wydawnictwo: Poznańskie
Liczba stron: 256
Okładka: Zintegrowana
Rok wydania: 2018
Bałtyk. Historie zza parawanu. Niezwykłe historie o nadmorskich terenach naszego kraju.
Jestem ogromną fanką dziennikarskiej narracji, która przenosi nas w miejsca sprawiające wrażenie dobrze znanych i odwiedzanych. Na kartach tej książki odkryjemy jednak całkiem nowe, dotychczas nieznane nam wydarzenia, miejsca czy okoliczności tworzenia się historii.
Aleksandra Arendt, w książce Bałtyk. Historie zza parawanu, zaskakuje przede wszystkim wyborem tematów, którymi chce się podzielić z czytelnikiem. Nawet jeżeli bywaliśmy we wspomnianych w reportażu miejscach, znamy je z widokówek, filmów czy wakacyjnych wspomnień, zostajemy zabrani na nowo w świat ciekawostek i nieznanych nam dotąd faktów.
W reportażu, podzielonym na 12 niezależnych tematycznie od siebie rozdziałów, odkrywamy informacje dotyczące m.in. tego, jak wygląda obecnie praca latarnika, wyruszymy na poszukiwanie średniowiecznego, legendarnego grodu położonego według szacowań w miejscu obecnego Wolina. Książka przenosi nas na skocznię narciarską nie na południu Polski, lecz w Trójmieście, poznamy historię polskich strojów kąpielowych oraz lokomotywy, która spoczywa na dnie morza.
Oprawa graficzna, która zachęca do zabrania książki na plażę.
Jak większość książek, szczególnie reportaży, lekturę książki Bałtyk. Historie zza parawanu rozpoczęłam od wstępnego przewertowania kartek. Już od początku rzuciła mi się w oczy nietuzinkowa oprawa graficzna. Biało-szare strony ubogacone graficznymi szlaczkami, wzorami (głównie kotwicami), dodają uroku tej pozycji i sprawiają, że czytanie staję się o wiele przyjemniejsze.
Dodatkowo książka zawiera sporą ilość ekspresyjnych, dokumentujących różne sytuacje lub zdarzenia fotografie pochodzące z Narodowego Archiwum Cyfrowego.
Tajemnice, o których szepcze Bałtyk.
Doceniam to, że autorka oprócz zebrania pokaźnej liczby faktów, danych, fragmentów badań częstuje nas również legendami i starymi podaniami, przez co jeszcze bardziej czułam się zżyta z opisywanymi miejscami, czy wydarzeniami. Nie raz zastanawiałam się, czy na pewno czytam o swoim kraju, jak to możliwe, że nie miałam pojęcia o tylu rzeczach.
Aleksandra Arendt była wiele razy obecna na miejscu opisywanych zdarzeń, przeprowadzała wywiady ze świadkami, specjalistami, konsultowała się z rodzinami, co zdecydowanie stanowi mocną stronę tego reportażu. Z każdej strony czuło się zaangażowanie autorki, fascynację przedstawianymi tematami. Podczas lektury poczułam, że ja, jako czytelnik, jestem towarzyszem podróży przy odkrywaniu tych fascynujących historii znad Bałtyku.
Dla takich reportaży jestem zdecydowanie na TAK. Wciąga od pierwszej strony, jest przejrzysty, przepięknie wydany, porusza niezmiernie ciekawe tematy lokalne, odkrywa przed czytelnikiem ciekawostki nadmorskie. Zdecydowanie zamierzam śledzić karierę dziennikarską autorki, oczekując kolejnych książek.