Lisa Ridzén “Kiedy żurawie odlatują na południe” wyd. Albatros

Tytuł: Kiedy żurawie odlatują na południe
Autorka: Lisa Ridzén
Przekład: Wojciech Łygaś
Wydawnictwo: Albatros
Gatunek: Literatura piękna zagraniczna
Liczba stron: 368
Okładka: Zintegrowana

Kiedy żurawie odlatują na południe: o starości, miłości i potrzebie bycia potrzebnym.

Są takie książki, które nie potrzebują skomplikowanej fabuły, by poruszyć. Wystarczy szczerość, cisza i człowiek, który staje wobec własnego końca. Powieść Lisy Ridzén „Kiedy żurawie odlatują na południe” to właśnie taka historia, spokojna, delikatna, a przy tym głęboko prawdziwa. Nie ma tu wielkich dramatów ani zwrotów akcji. Jest życie. I jego ostatni rozdział.

Głównym bohaterem jest Bo, starszy mężczyzna mieszkający samotnie w małym domu w północnej Szwecji. Kiedyś pracował w tartaku, miał rodzinę, plany, codzienność pełną gwaru. Dziś jego dni wypełniają wizyty opiekunek, ciche rozmowy z psem i wspomnienia, które coraz częściej plączą się z marzeniami sennymi. Jego żona, Frederika, przebywa w ośrodku dla osób z demencją i choć jej ciało wciąż istnieje, Bo wie, że tak naprawdę już jej nie ma. Został zapach jej szalika, delikatny ślad na materiale, który mężczyzna trzyma jak relikwię.

Bo powoli traci siły, ciało odmawia posłuszeństwa, a pamięć bywa zdradliwa. Ale wciąż chce decydować o sobie, nawet jeśli to oznacza upór, który irytuje jego syna. Największym ciosem okazuje się jednak groźba utraty psa. Sixten to nie tylko zwierzę, to ostatni towarzysz, łącznik między przeszłością a teraźniejszością, między tym, kim Bo był, a tym, kim się stał.

Lisa Ridzén z niezwykłą czułością pokazuje świat starości, nie przez pryzmat choroby, lecz człowieczeństwa. Pokazuje, jak kruche staje się życie, gdy wszystko, co dawało sens, znika po kolei: zdrowie, samodzielność, partner, a czasem nawet wspomnienia. A mimo to w Bo pozostaje pragnienie miłości, bliskości, przebaczenia. Chce naprawić relację z synem, powiedzieć mu coś ważnego, ale nie potrafi. Przez całe życie uczył się być silny, nie okazywać emocji.

Ta książka jest jak rozmowa z kimś, kto wie, że odchodzi, ale nie traci pogody ducha. Bo wspomina swoje dzieciństwo, surowego ojca, dawne przyjaźnie i chwile, gdy był młody i pewny siebie. Lisa Ridzén pozwala nam zajrzeć do jego myśli, czasem do bólu szczerych, czasem zabawnych w swojej codzienności. Obok tego pojawiają się fragmenty dziennika opiekunów, krótkie, suche notatki o jego stanie, o lekach, o obiedzie. Ten kontrast między bezdusznym językiem opieki społecznej a wewnętrznym światem Bo to jedno z najmocniejszych uderzeń książki.

Bardzo mi się podoba, że to książka o godności, tej, którą łatwo odebrać, gdy człowiek staje się „podopiecznym”. O tym, że miłość do psa może być równie głęboka jak do człowieka. O tym, że wstyd i milczenie potrafią być silniejsze niż choroba. I wreszcie o tym, że nawet u kresu życia można próbować coś naprawić, wyrazić uczucia, których wcześniej zabrakło. Czytając, ma się wrażenie, że czas zwalnia. Każda scena, zaparzenie kawy, rozmowa przez telefon nabiera znaczenia. Bardzo lubię taki nieśpieszny sposób prowadzenia narracji.

“Kiedy żurawie odlatują na południe” to powieść, która nie epatuje emocjami, a jednak chwyta za serce. Zmusza do refleksji nad tym, jak traktujemy starszych ludzi, czy potrafimy wysłuchać, zanim będzie za późno. Czyta się ją powoli, z przerwami, czasem ze ściśniętym gardłem. Ale kiedy się ją odkłada, ma się poczucie, że obcowało się z czymś prawdziwym. Z czułością, która nie jest sentymentalna, lecz mądra. Polecam!



Leave a comment

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *